Monika Janur
Elegia o małym wielkim człowieku
Stanisławowi Kogutowi
Pomnij człowiecze na te wielkie rzeczy,
których nie sposób nie podziwiać wcale,
bo ich wielkości już nikt nie zaprzeczy.
Powstały, by służyć Tobie w zacnej chwale. Kiedyś tu nie stał kamień na kamieniu,
ale wciąż myśli głowę tę trapiły,
by upust dać wreszcie swemu pragnieniu
i serca strapionych, by już nie krwawiły.
Drżącymi dłońmi, mozolnie i z uporem budować zacząłeś to Oręże Boga.
Dla chorych, ułomnych i tych z nowotworem,
gdzie nie dosięgnie ich już żadna trwoga.
Tyś jako Wielki spośród tego ludu pomoc
jak bochen chleba rozdzielałeś.
Chorym i więźniom czekającym cudu,
dawałeś zawsze to, co obiecałeś.
Byłeś jak Judym, jak Samarytanin co niesie pomoc bliźniemu swemu.
Świadectwo dałeś jako chrześcijanin,
że nie jest ujmą pomagać słabszemu.
Ze swym patronem Stanisławem Kostką gotowy byłeś Polsce zawsze służyć,
a i nie było dla Ciebie drobnostką,
by Stróże kochane budować, nie burzyć.
I zbudowałeś dla pokoleń wielu budynek centrum, hospicjum, przedszkole.
Dążąc do jasno obranego celu,
dźwigałeś innych ludzi niedolę.
Serce na dłoni swe ofiarowałeś każdemu,
kto przyszedł pokornie prosić.
Wszystko co trudne na barki swe brałeś,
nie chciałeś z dobrocią się nigdzie obnosić.
Powiedz mi bracie i Ty droga siostro czy za ten bezmiar dobroci człowieka jest sprawiedliwym tak po ludzku, prosto, że niecnej wendetty Amfitrion doczeka?
Zniszczyć, splugawić można jednym słowem, fałszywym oskarżeniem, oszczerstwem lub czynem, ale i choćbyś za prawdę oddał głowę,
te dzieła przemówią jak ojciec za synem.
Dziś już ten trzeci październik mija,
gdy świat łzawym wzrokiem wspomina Ciebie.
Folia jak całun Twą trumnę spowija,
a covid jak grabarz wiele istnień grzebie.
Ostatnia przejażdżka między wszystkie dzieła była jak spacer i jak pożegnanie.
Choć ziemska wędrówka dla Ciebie minęła,
to, co zrobiłeś, w pamięci zostanie.
Tu w naszej ziemi serce Twe spoczęło,
być blisko swoich zawsze przecież chciałeś.
Gdy wspomożenie zenit osiągnęło,
oddałeś co ważne i nic nie zabrałeś.
Wspomnij nas czasem, oręduj u Boga,
by trudne wyzwania z wiarą podejmować,
a kiedy nagle dotknie jakaś trwoga,
ucz nas nie mieczem, lecz sercem wojować.
Elżbieta Sakowska
Ziemska wędrówka bez Profesor Anny
błogosławionej Annie Jenke
Gdzie szukać serca
tak szczerze otwartego
na MIŁOŚĆ,
kiedy brakło Ciebie,
droga Pani Profesor,
co niczym najcenniejszy kryształ
promieniałaś blaskiem
wewnętrznego piękna?
Jak odnaleźć ścieżki,
którymi chodziłaś,
wlewając wątpiącym otuchę,
karmiąc okruchami dobroci
i dając tę pewność,
że się udać musi?
Dokąd iść po radę
tak bardzo potrzebną,
zwłaszcza ludziom młodym,
by żywić przekonanie,
że właśnie ta najbardziej słuszna
i że taką a nie inną dałaby Pani?
Jak wędrować bezpiecznie,
by nie zbłądzić
i nie zboczyć
z raz obranej życia drogi?
Jak rozpoznać szlak pewny
wiodący uparcie w stronę –
prawdy, miłości i dobra?
Dlaczego szukając pokrzepienia
u stup krzyża Jezusa
i w sercu Najświętszej Matki,
zniechęcamy się tak prędko,
gdy nie krzepi nas Twoja obecność
i Twoja głęboka wiara?
Bezgranicznie zaufać Panu,
być pewnym, że jest miłosierny
i łaskawy w swej dobroci,
byłoby o wiele łatwiej z Tobą
i u Twojego boku
nasza wapniała Wychowawczyni,
podporo Niepewnych i Zagubionych,
nasz Przewodniku duchowy!
Wdzięczni za otrzymane dobro
modlimy się do Ciebie codziennie
w nadziei,
że nam zawsze pomożesz.
Ale… tak łatwo zwątpić,
gdy nie umacniają
Twoje mądre słowa i rady oraz
Twoja obecność.
Prosimy zatem
wypraszaj nam u Boga Ojca
i Najświętszej Matki Zbawiciela
tak potrzebne łaski –
silnej wiary, wytrwania w dobrym
oraz dzielenia się
okruchami dobra i miłości…
Elżbieta Sakowska
Jak Ciebie nie kochać Profesor Anno
Motto:
Tyś balsamem dla zbolałej duszy!
Tyś kryształem pełnym blasku,
co rozświetla mroki nocy!
Tyś promykiem jasnym słońca!
Tyś nadzieją dla wątpiących!
Jedynie Ty dostrzegałaś piękno tam
gdzie inni go nie zauważali…
Docierałaś do serc licealistów,
ucząc wrażliwości i otwarcia na potrzeby bliźnich…Pochylałaś się nad ludzką biedą i cierpieniem,
nad tymi, co smutni, chorzy i mają problemy…
Rozłamałaś kromkę chleba,
by podzielić ją pomiędzy głodujących…
Karmiłaś nas uczniów swoich do syta –okruchami prawdy, piękna i miłości…
Uczyłaś taż, jak cierpieć trzeba,
by przekraczać progi nieba i bariery niemożności…
Kochamy Cię za sianie dobroci
na Rzeszowskiej Ziemi,
za kształtowanie naszych charakterów
i postaw…
Dziękujemy za to, że byłaś nam drogowskazem
na młodzieńczego życia krętych ścieżkach…
Prosimy, abyś blisko Boga będąc,
miała na uwadze nasze trudne sprawy…
Wierzymy, że dzięki Twojemu wstawiennictwu
bardzo wiele osiągnąć można…
Agnieszka Czech
Ulica Łukasiewicza
Ignacemu Łukasiewiczowi
Masz ulicę w moim mieście
– wyrażam to w każdym geście,
za zasługi Ci oddaną
i nazwiskiem mianowaną.
Masz ulicę krótką, mglistą
– wszak nie jesteś Noblistą,
wybitne Twe osiągnięcia
są warte tego okrzyknięcia!
Miasto nasze oświetliłeś
– w nim nazwisko swe wyryłeś,
będąc odkrywcą ciekawym
dałeś światło nam jaskrawe.
Na rynku przysiadłeś dumnie,
patrząc znad wąsów chmurnie
– lampy palcem pokazujesz,
szacunku od nich oczekujesz.
„A może by zmian dokonać?
– cicho próbujesz się przekonać.
I uliczkę na rynek zmienić?
Na nową nazwę zasłużył,
on turystom się nie znuży!
Agnieszka Czech
Ławeczka Łukasiewicza
Na ryneczku w swoim mieście
dumnie siedzisz na ławeczce.
Czekasz, aż się ktoś przysiądzie,
by opowieść snuć przeciągle.
Może zdjęcie z Tobą zrobi,
potem pokój nim ozdobi?
Ile czasu już minęło?
Ile ropy upłynęło?
Wszystko się dziś pozmieniało,
nowe pokolenie nastało.
A Ty ciągle w swoim mieście
dumnie siedzisz na ławeczce…
Agnieszka Czech
Kiwon
W szczerym polu stoisz sam
w kreskach obrazu bez żadnych ram.
Niczym strażnik historii
oczekujesz chwały i glorii.
Kiedyś dziarsko złoto czarne
tłoczyć mogłeś nieustannie.
Dziś pokryty rdzą marniejesz,
z roku na rok malejesz.
Zasmucony zmian oczekujesz,
myślisz, że jeszcze popracujesz!
Ale nikt już ciebie nie chce,
nikt z drewna ego nie połechce…
W szczerym polu stoisz sam…